Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Terl z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 808.70 kilometrów w tym 20.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.22 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Terl.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:56.27 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:05:15
Średnia prędkość:10.72 km/h
Maksymalna prędkość:52.40 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:56.27 km i 5h 15m
Więcej statystyk
  • DST 56.27km
  • Czas 05:15
  • VAVG 10.72km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Czarna Strzała
  • Aktywność Jazda na rowerze

Środkowa Jura

Sobota, 31 lipca 2010 · dodano: 08.08.2010 | Komentarze 2

Na sobotni wakacyjny weekend, planujemy wyjazd w okolice Zawiercia. Dla Patki będzie to pierwszy wyjazd na Jurę, gdzie zmierzy się z podjazdami i zjazdami. Wyjeżdżamy w sobotę rano w strugach deszczu, który nas kompletnie zlał już pod blokiem a musimy dotrzeć na dworzec PKP na Rakowie. Kiedy pędzimy po chodnikach, ludzie patrzą na nas dziwnie - ale cóż, do pociągu w którym jedzie Jarek zostało kilka minut, więc palimy opony. W pociągu robimy suszarnie, na szczęście jest ciepło.
Wysiadamy przed Zawierciem i ruszamy w trasę. Na początek oczywiście wpadamy do króla Jury czyli na Okiennik Wileki. Prawdopodobnie w XII/XIII w. istniał tu drewniany gród obronny, ale obecnie jest to miejsce, gdzie swoje pasje uwalniają wspinaczkowcy. Spotkaliśmy tam wiele grup, które chodziły po ścianach. Nawet fajne zajęcie. Trochę popatrzyliśmy jak spadają ze ścian i ruszamy w stronę Morska. Teren, to same podjazdy i zjazdy więc Patki trochę zaczyna zbyt często zadawać pytanie czy takie górki też będą dalej :-) Podjazd do Morska jest trudny, nie dość, że teren to kilka ostrych podjazdów. Nasza nizinna przyjaciółka ma wyraźnie dość. W Morsku jest zamek datowany na 1389 r. jednak niewiele o nim wiadomo, pewnie jakiś rycerz-rozbójnik postawił sobie siedzibę i napadał na kupców jak to często bywało.
Z Morska jedziemy w stronę naszych jurajskich warowni, ale po drodze zatrzymujemy się na obiad w Podlesicach, gdzie zjadamy naleśniki z dżemem. Stąd już prost przez Hucisko, Zdów do Bobolic i Mirowa, by zobaczyć odrestaurowany przez Pana Laseckiego zameczek. Ludzi wokół zamku jest bardzo dużo, tereny między zamkami już dzisiaj jest atrakcją choć jest tam tylko ścieżka. Niemniej jest to przykład wielkiego znaczenie turystycznego jaki posiadają obiekty historyczne, wokół których coś się dzieje. Pod zamkiem spotkaliśmy też grupę turystów konnych z pobliskiej zapewne stadniny :-) W Mirowie podobny obrazek, wielu turystów i tylko jeden zamek.
Ruszamy dalej w stronę Żarek-Letnisko by wsiąść w PKP, gdyż Patki jest maksymalnie zmęczona i powtarza na pociąg, na pociąg :-) Jest w tym trochę prawdy bo w lasach mokry ciężki piach a jeździmy po samym terenie. Po drodze wpadamy jeszcze do Sanktuarium Maryjnego w Leśniowie by skosztować wody ze źródełka, po wypiciu której podobno wychodzi się za mąż, więc Patki nabiera cały bidon :-). I teraz już tylko na pociąg.

Zobacz zdjęcia


Kategoria Wyjazdy


  • DST 416.00km
  • Czas 29:40
  • VAVG 14.02km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Czarna Strzała
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pałace i zamki Dolnego Śląska

Poniedziałek, 12 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 6

Pierwsza kilkudniowa wyprawa po Dolnym Śląsku tak naprawdę nie została zaplanowana, kiedy wyruszaliśmy w niedzielny wyborczy poranek pociągiem do Lublińca mieliśmy zamiar i chęć dotarcia do Kotliny Kłodzkiej. Ten plan obowiązywał całe 3 dni. Ze względu na pogodę został zmodyfikowany na okrążenie dużym łukiem Wrocławia od strony zachodniej.
Pierwszego dnia pogoda była doskonała, jechaliśmy bardzo szybko mimo dodatkowego bagażu w postaci namiotów, śpiworów itp. W ogóle pierwszy dzień to zderzenie ze świetnymi ścieżkami rowerowymi woj. opolskiego, rewelacyjnie przygotowane, niemal każda droga z piękną ścieżką, wsie i miasteczka fantastycznie przystosowane do rowerów. Pierwsza górka na jaką wjechaliśmy tego dnia to Góra Św. Anny i wspólnie z piekącym słońcem dała się odczuć, w późniejszych dniach jeszcze było kilka solidnych podjazdów ale całe szczęście, że wybraliśmy kierunek na Wrocław bo przy upałach w granicach 30 stopni w cieniu trudno jest atakować większe podjazdy.
Pałace w większości są prywatne i albo funkcjonują jak hotele-restauracje, albo są odbudowywane przez prywatnych właścicieli dotyczy to głównie małych obiektów a jest ich bardzo dużo. Wsie i miasteczka w większości są odnowione, widać, że unijne pieniądze zostały wlane w starówki, szkoda tylko, że czasami zdarzają się takie miasta jak Dzierżoniów, w którym cały rynek zrobiony jest z kamienia przy czym wycięto niemal wszystkie drzewa.
Drugiego dnia spotykamy się nad jeziorem Nyskim z młodzieżą Jarka, co nam zdecydowanie obniża średnią wieku :-) i w powiększonej ekipie czyli 4 osobowej jeździmy 2 dni.
Dodatkowo fundamentalną sprawą jest obecność bardzo miłej Zuzi, która wspólnie z chłopakiem Michałem zwiedza samochodem miejsca w które jeździmy zapewniając transport bagaży, to wielkie ułatwienie dla nas bo nie musimy wozić dodatkowych 15 kg i mamy zapewniony rekonesans noclegowy. Noclegi w namiotach mają swoje dobre i złe strony. Najważniejszą sprawą jest jednak możliwość spania gdziekolwiek, byle nie w życie czy pszenicy bo można zostać „zajeb... przez gospodarza” tak mówił Jarek :-) Nasze spanie gdziekolwiek to 2 noclegi na polach namiotowych ze zorganizowaną infrastrukturą w cenie ok 10 zł za osobę i 1 nocleg w gospodarstwie agroturystycznym, którego właściciel był bardzo chytry na pieniądze a warunki miał średnie jak na 15 zł za osobę. Pozostałe 3 noclegi na dziko wśród milionów komarów.
Słabą stroną namiotu jest brak wody do mycia, więc trzeba ją wcześniej kupować w sklepach i wozić 2-3 godziny. Znam osoby, które w życiu by w takich warunkach nie spały, no nie ? ;-)
Z jeziora Nyskiego przemieszczamy się nad jezioro Otmuchowskie i od tego dnia (chyba 3) zaczynają się ostre upały. Nad jeziorem namawiam Jarka do jazdy w stronę Wrocławia i to była bardzo mądra i dobra decyzja :-)
Wszystkie miejsca są bardzo malownicze, nawet opuszczone wsie wyglądają jak opuszczone. Można zauważyć np. różnicę między wsią, która jest niemiecka a wsią przesiedloną ze wschodu czyli odróżnić autochtonów od napływowych osadników.
Wyjazd pokazał jak trzeba się przygotować do dłuższych wypraw, jakich błędów uniknąć i co jest niezbędne w kilkudniowym wyjeździe. Następny wyjazd będzie na pewno lżej przygotowany.
W ciągu 6 dni przejechaliśmy 416 km, zwiedziliśmy dziesiątki wsi, kilkanaście pałaców oraz kilka zamków.

Zobacz zdjęcia


Kategoria Wyjazdy