Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Terl z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 808.70 kilometrów w tym 20.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.22 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Terl.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:203.73 km (w terenie 20.00 km; 9.82%)
Czas w ruchu:13:05
Średnia prędkość:15.57 km/h
Maksymalna prędkość:54.30 km/h
Suma kalorii:1091 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:101.87 km i 6h 32m
Więcej statystyk
  • DST 107.23km
  • Teren 20.00km
  • Czas 06:52
  • VAVG 15.62km/h
  • VMAX 39.30km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Czarna Strzała
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powrót do Załęczańskiego Parku Krajobrazowego

Niedziela, 27 czerwca 2010 · dodano: 27.06.2010 | Komentarze 0

Wracamy razem z ładną pogodą na szlaki rowerowe, wybieramy wyjazd do Załęcza, by przejechać wzdłuż Liswarty przez sam środek Parku Krajobrazowego, jest to więc kontynuacja naszej kwietniowej wycieczki. Tym razem ruszamy żelazną trójką, czyli Patki z zupełnie nowymi łokciami i kolanami a także pięknym czerwonym kaskiem :-), Jarek i ja.
Okolice są nam oczywiście doskonale znane więc jedziemy jakby z drugiej strony czyli z zachodu na wschód od Załęcza do Bobrownik. Jazda do celu jest bardzo przyjemna, wieje lekki wiaterek, chmurki poruszają się bardzo leniwie, słońce nie jest dokuczliwe słowem idealnie. Mijamy po drodze wioski, pola, lasy. W Załęczu zatrzymujemy się by uzupełnić wodę oraz zrobić małe zaopatrzenie. Przystanek w altance pod sklepem jest okazją do dyskusji o wyższości wina nad piwem w kontekście wpływów kultury cywilizacji starożytnego wschodu i zachodu na Europę i wczesnośredniowieczną Polskę :-) Dyskusja jest otwarta i wielokrotnie będziemy zapewne jeszcze do niej wracać.
Spod sklepu z którego patrzy na nas plakat Jarosława Kaczyńskiego ruszamy w dalszą drogę. Szybko odnajdujemy właściwy kierunek i zmierzamy w stronę rzeki Liswarty. Wszystko idzie zgodnie z planem, rzeka jest, nawet kajaki pływają ale niestety nie ma żadnej drogi. Robimy więc zwrot o 180 stopni i po kilkuset metrach znajdujemy drogę biegnącą we właściwym kierunku, ruszamy więc wzdłuż rzeki żółtym szlakiem rowerowym. Po krótkiej przyjemnej jeździe Jarek znajduje szlak zielony biegnący bliżej rzeki i nie wiedzieć czemu skręcamy i jedziemy nim. Słabe strony tego rozwiązania od razu można zauważyć, wzdłuż drogi wiele stojącej wody ale dopóki się jedzie to nie zwraca się na takie szczegóły uwagi, gorzej jak woda stoi tam gdzie nie powinna :-) Kiedy tylko się zatrzymamy by sforsować lasem rozlaną wodę stojącą na drodze zewsząd pojawiają się ogromne ilości komarów, jedynym wówczas ratunkiem jest rower pod pachę i w las. Po chwili kolejne rozlewisko. Przy następnej stojącej wodzie Jarek rzuca straszliwe „poczekajcie chwile sprawdzę czy jest przejście”, poczekajcie w moim i Patki języku znaczy „nie dajcie się zeżreć komarom”. Zwiadowca wraca i mówi, że przejścia nie ma, ale właśnie zobaczyliśmy, że idzie jakiś miejscowy człowiek z rowerem i firmowych gumowcach ze stomilu, więc pytamy czy jest jakaś droga by ominąć to bagno. Jak się po raz kolejny okazuje, miejscowi zawsze znają jakieś przejście, tym razem było to „tu niedaleko za brzózkami”. Jak wleźliśmy w ten las to masakra o ścieżce oczywiście można zapomnieć wszędzie, wysokie trawy, połamane gałęzie, zryta ziemia, i idziemy tak z 15 minut w jakąś stronę. Patki błagalnym głosem „ja chcę na asfalt”, Jarek ma lepszy humor i mówi „mieliśmy zjeść lunch a sami zostaniemy zjedzeni przez komary”, była to sama prawda.
Kolejnym odkryciem tego pieszego marszu przez las jest taki oto fakt, że jeśli zobaczy się jakieś worki ze śmieciami w lesie, jest to pewny sygnał, że niedaleko jest droga. I tak jest. Wracamy więc na nasz żółty szlak z którego zjechaliśmy by być bliżej rzeki :-)
Mija kilka minut i wyjeżdżamy w Bobrownikach na moście. Stąd już niedaleko na górę Zelce, gdzie robimy dłuższy postój na polanie na wysokości 228 m npm :-) Zebranie się do powrotu jest bardzo trudne, nikomu się nie chce, atmosfera i pogoda rozleniwia, no ale cóż kiedyś trzeba ruszyć w drogę powrotną. Wracamy jak w kwietniu przez niesamowicie piękne drogi w Wężach, dalej przez Kiedosy, Szczepany itd...
Odwozimy Patki do samego niemal domu i ruszamy małym łukiem przez Kłobuck, Wręczycę do Czewy.

Zobacz zdjęcia


Kategoria Wyjazdy


  • DST 96.50km
  • Czas 06:13
  • VAVG 15.52km/h
  • VMAX 54.30km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 1091kcal
  • Sprzęt Czarna Strzała
  • Aktywność Jazda na rowerze

Koleją do Włoszczowy

Sobota, 5 czerwca 2010 · dodano: 09.06.2010 | Komentarze 3

Tak, to jeden z tych całodniowych wyjazdów, który długo będziemy pamiętać ;-) Nie tylko z powodu pięknej pogody, świetnej trasy, ogromnej ilości komarów na każdym postoju ale też i innych nowych dla nas doświadczeń.
Ustalenie sobotniej trasy jest niezwykle szybkie i proste. Wybieramy Włoszczową jako punkt z którego rozpoczniemy wycieczkę. Za transport pomocniczy posłuży kolej. Pogodę mamy słoneczną, więc i chęci do jazdy wielkie. Uzbrojeni w bilety PKP wsiadamy do pociągu, który zatrzymał się w czasie 50 lat temu i po półtora godzinnej jeździe jesteśmy wolni. Pociąg właściwie tylko w jednym miejscu jechał naprawdę szybko z 80 km/h i to z 10 minut bo normalną średnią to ma pewnie z połowę mniejszą.
Włoszczowa to bardzo miłe miasteczko, które liczy z 10 tys. mieszkańców, ale za to ma dwa dworce PKP.
Z dworca ruszamy w kierunku wsi Kurzelów by zobaczyć tamtejszą kolegiatę gotycką pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z 1360 roku, sama parafia erygowana była w 1136r. więc to już całkiem zacny wiek. Przy kościele bardzo ciekawie wygląda drewniana dzwonnica z przełomu XVII i XVIII w. warto się tu chwilę zatrzymać. Z Kurzelowa jedziemy do Maluszyna wsi, gdzie znajdował się kiedyś zespół pałacowy. Dawniej była to też rezydencja rodziny Ostrowskich. Ten niegdyś malowniczo położony nad wysokim, lewym brzegiem Pilicy pałac uległ zniszczeniu w czasie sowieckiego ostrzału artyleryjskiego w 1945r. Znajduje się tam również zabytkowy kościół pw. św. Mikołaja z 1777r.
Trasa jest tak płaska, że kilometry lecą tak szybko jak piłkarze Hiszpanii na bramkę Polaków (6:0). Zatrzymujemy się na chwilę w Silniczce by zobaczyć zbór ariański z XVII w. Podstawą ideologii społecznej arian była zasada, że wszyscy ludzie są braćmi, że nikt nie powinien korzystać z cudzej pracy, ani z cudzej krwi. Konsekwencją były więc postulaty takie jak odmowa służby wojskowej, czy państwowej, zwalniania chłopów z poddaństwa i inne. Najbardziej radykalni rozdawali nawet własne majątki i realizowali utopijny komunizm. Arianie zwani też braćmi polskimi rozwinęli się w dobie sarmatyzmu, kiedy to kaznodzieje dowodzili, że niebo zorganizowane jest na wzór Rzeczpospolitej. A jeśli dodamy, że po Sarmatach szlachta miała odziedziczyć umiłowanie wolności, gościnność, dobroduszność, męstwo oraz odwagę to mamy naprawdę ciekawą ideologię. Po zapaleniu papieroska Jarek przypomina sobie, że niedaleko jest grób Powstańców Styczniowych, a może to być także ciekawy skrót trasy bo jedziemy na smażoną rybkę do Cielętnik. Skrót okazuje się fantastyczną drogą wśród drzew. Niedługo mijamy Borzykówkę, i kolejnym skrótem jedziemy w stronę Sekurska. I tu pojawia się mała przeszkoda czyli rozlewisko wody po obecnej powodzi. Jarek rusza rozpoznać teren, a my z Patki zostajemy na drodze i od razu atakuje nas ze 100 komarów. Biegamy więc z rowerami w oczekiwaniu na powrót zwiadowcy. Zwiadowca nie mając dobrych wieści podejmuje jedynie słuszną decyzję: przeprawa. Komarów jest tak dużo, że szybko zdejmujemy buty, bierzemy rowery na plecy i wpław :-) woda do kolan w dodatku Patki mówi, że śmierdząca i są żaby ale ja nic nie czułem i nie widzialem :-) Szybkie osuszanie po drugiej stronie przeprawy i dalej w drogę do Cielętnik bo jesteśmy już nieźle głodni. W tej wsi znajduje się bardzo ciekawy pomnik przyrody, jest to 700-letnia lipa, otoczona siatką w ochronie przed obgryzającymi ją pielgrzymami bo podobno działała przeciw bólowi zębów.
Stawy rybne w Cielętnikach to kapitalne miejsce, polecam wszystkim, zresztą na zdjęciach to widać. Rybka smaczna, niezbyt droga. Warto. Z Cielętnik o godz. 17.00 ruszamy do domu, po drodze Patki zdobywa pierwsze szlify od asfaltu ale jest bardzo dzielna :-) Wraca do domu zorganizowanym transportem i nawet się uśmiecha ;-)
Świetny wyjazd.
W niedziele jedziemy z Jarkiem do Poraja w ramach katowania się po piaskach i kamieniach Jury co jest oczywiście kiepskim pomysłem.

Zobacz zdjęcia


Kategoria Wyjazdy