Info
Ten blog rowerowy prowadzi Terl z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 808.70 kilometrów w tym 20.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.22 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2012, Sierpień1 - 0
- 2012, Lipiec1 - 0
- 2012, Czerwiec1 - 0
- 2011, Grudzień1 - 1
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Lipiec7 - 4
- 2010, Październik1 - 1
- 2010, Lipiec2 - 8
- 2010, Czerwiec2 - 3
- 2010, Maj2 - 6
- 2010, Kwiecień6 - 11
- DST 416.00km
- Czas 29:40
- VAVG 14.02km/h
- Temperatura 24.0°C
- Sprzęt Czarna Strzała
- Aktywność Jazda na rowerze
Pałace i zamki Dolnego Śląska
Poniedziałek, 12 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 6
Pierwsza kilkudniowa wyprawa po Dolnym Śląsku tak naprawdę nie została zaplanowana, kiedy wyruszaliśmy w niedzielny wyborczy poranek pociągiem do Lublińca mieliśmy zamiar i chęć dotarcia do Kotliny Kłodzkiej. Ten plan obowiązywał całe 3 dni. Ze względu na pogodę został zmodyfikowany na okrążenie dużym łukiem Wrocławia od strony zachodniej.
Pierwszego dnia pogoda była doskonała, jechaliśmy bardzo szybko mimo dodatkowego bagażu w postaci namiotów, śpiworów itp. W ogóle pierwszy dzień to zderzenie ze świetnymi ścieżkami rowerowymi woj. opolskiego, rewelacyjnie przygotowane, niemal każda droga z piękną ścieżką, wsie i miasteczka fantastycznie przystosowane do rowerów. Pierwsza górka na jaką wjechaliśmy tego dnia to Góra Św. Anny i wspólnie z piekącym słońcem dała się odczuć, w późniejszych dniach jeszcze było kilka solidnych podjazdów ale całe szczęście, że wybraliśmy kierunek na Wrocław bo przy upałach w granicach 30 stopni w cieniu trudno jest atakować większe podjazdy.
Pałace w większości są prywatne i albo funkcjonują jak hotele-restauracje, albo są odbudowywane przez prywatnych właścicieli dotyczy to głównie małych obiektów a jest ich bardzo dużo. Wsie i miasteczka w większości są odnowione, widać, że unijne pieniądze zostały wlane w starówki, szkoda tylko, że czasami zdarzają się takie miasta jak Dzierżoniów, w którym cały rynek zrobiony jest z kamienia przy czym wycięto niemal wszystkie drzewa.
Drugiego dnia spotykamy się nad jeziorem Nyskim z młodzieżą Jarka, co nam zdecydowanie obniża średnią wieku :-) i w powiększonej ekipie czyli 4 osobowej jeździmy 2 dni.
Dodatkowo fundamentalną sprawą jest obecność bardzo miłej Zuzi, która wspólnie z chłopakiem Michałem zwiedza samochodem miejsca w które jeździmy zapewniając transport bagaży, to wielkie ułatwienie dla nas bo nie musimy wozić dodatkowych 15 kg i mamy zapewniony rekonesans noclegowy. Noclegi w namiotach mają swoje dobre i złe strony. Najważniejszą sprawą jest jednak możliwość spania gdziekolwiek, byle nie w życie czy pszenicy bo można zostać „zajeb... przez gospodarza” tak mówił Jarek :-) Nasze spanie gdziekolwiek to 2 noclegi na polach namiotowych ze zorganizowaną infrastrukturą w cenie ok 10 zł za osobę i 1 nocleg w gospodarstwie agroturystycznym, którego właściciel był bardzo chytry na pieniądze a warunki miał średnie jak na 15 zł za osobę. Pozostałe 3 noclegi na dziko wśród milionów komarów.
Słabą stroną namiotu jest brak wody do mycia, więc trzeba ją wcześniej kupować w sklepach i wozić 2-3 godziny. Znam osoby, które w życiu by w takich warunkach nie spały, no nie ? ;-)
Z jeziora Nyskiego przemieszczamy się nad jezioro Otmuchowskie i od tego dnia (chyba 3) zaczynają się ostre upały. Nad jeziorem namawiam Jarka do jazdy w stronę Wrocławia i to była bardzo mądra i dobra decyzja :-)
Wszystkie miejsca są bardzo malownicze, nawet opuszczone wsie wyglądają jak opuszczone. Można zauważyć np. różnicę między wsią, która jest niemiecka a wsią przesiedloną ze wschodu czyli odróżnić autochtonów od napływowych osadników.
Wyjazd pokazał jak trzeba się przygotować do dłuższych wypraw, jakich błędów uniknąć i co jest niezbędne w kilkudniowym wyjeździe. Następny wyjazd będzie na pewno lżej przygotowany.
W ciągu 6 dni przejechaliśmy 416 km, zwiedziliśmy dziesiątki wsi, kilkanaście pałaców oraz kilka zamków.
Zobacz zdjęcia
Komentarze